W dużych ogrodach najłatwiejszym sposobem podlewania roślin jest montaż systemu automatycznych zraszaczy wynurzalnych wraz z zespołem timerów i czujników wilgotności gleby. Zaoszczędza on czas i siły ogrodnika, a także racjonalnie wykorzystuje wodę.
Automatyczne zraszacze nie są jednak odpowiednie dla wszystkich roślin. Ten sposób nawadniania nie służy np. roślinom o dużych kwiatostanach (jak np. peonie), czy delikatnym różom (w ich przypadku nadmiar wilgoci może nawet spowodować przebarwienia na płatkach) oraz roślinom przystosowanym do suchego klimatu, których liście pokryte są meszkiem.
Dla nich, jak również dla rabat, skalniaków i żywopłotów, bardziej odpowiednie będą więc automatyczne linie kroplujące, czyli – najkrócej mówiąc – rozłożone na glebie rurki, które dozują wodę wprost pod roślinę. System taki można ukryć pod warstwą kory lub ozdobnych kamyków.
Jeśli nawadnianie roślin w naszym ogrodzie nie jest jednak jeszcze zautomatyzowane i osobiście musimy operować wężem lub konewką, pamiętajmy by:
– nie podlewać roślin w najbardziej upalnych godzinach dnia (więcej wody wyparuje niż wsiąknie, więc nasz trud pójdzie na marne, a pochlapane wodą liście mogą pokryć się brązowymi plamami);
– podlewać rzadziej, ale większą ilością wody (w przeciwnym przypadku nawadnialibyśmy stale tylko górną warstwę gleby, więc system korzeniowy nie mógłby się rozwijać głębiej);
– unikać zbyt silnego strumienia wody (na delikatnych liściach może on powodować uszkodzenia, które osłabią odporność rośliny na infekcje);
– nie dopuścić do całkowitego przesuszenia gleby (niektórym roślinom potrafi zaszkodzić nawet jeden dzień suszy);
– najintensywniej podlewać rośliny młode, kwitnące i posadzone w miejscach mocno nasłonecznionych.
Jacek
Zjadł zęby na budowlance – dość powiedzieć, że w branży siedzi od kilkudziesięciu lat. Prawdziwy człowiek orkiestra. Najdłużej związany z naszym portalem. Najczęściej udziela praktycznych porad związanych z budową i remontem. Prywatnie miłośnik żeglarstwa i kryminałów.