Oryginalne blachodachówki, plastikowe okna, przeciwwłamaniowe drzwi, pompy ciepła czy piękne tapety to wynalazki, które na dobre zagościły w naszym budownictwie dopiero w XXI wieku. A jak radzono sobie wcześniej? Zapraszam Cię na pierwszą część podróży do świata naszych ojców i dziadków budujących i remontujących sposobami, o których już często przestajemy pamiętać.
Takich mrozów już nie ma, czyli stary poczciwy piec kaflowy
Ostatni raz działający piec kaflowy widziałem w połowie lat 90-tych ubiegłego wieku. Do tej pory przetrwało ich zapewne nie wiele. Zostały zastąpione przez nowoczesne rozwiązania (centralne ogrzewania sterowane elektronicznie, pompy ciepła, czy specjalistyczne kominki). Ale czy piece kaflowe były aż tak złe?
Obecne zimy to nic w porównaniu z okresami 40 stopni mrozu, z którymi mierzyli się nasi dziadkowie. Śmiem twierdzić, że obecne systemy grzewcze mogłyby sobie z nimi nie poradzić (a jeśli nawet to rachunki za ciepło byłyby horrendalne). Piece kaflowe dawały radę.
Plusy: można było w nich palić zarówno węglem, jak i drewnem, a dzięki specjalnym wkładom bardzo szybko się nagrzewały i przez długi czas utrzymywały wysoką temperaturę, tym samym ogrzewając całe pomieszczenie.
Minusy: w przeciwieństwie do obecnych systemów, które można zainstalować gdziekolwiek, piece kaflowe miały rozmiar całkiem sporej szafy. Dlatego trzeba było dla nich zagospodarować kawałek pokoju. Brak systemu rozprowadzania ciepła po całym mieszkaniu również należał do ich wad. Piece ogrzewały jedynie pokoje, w których się znajdowały, resztę pomieszczeń zostawiając nieco „chłodnymi”.
Zamiast tapety pędzle w dłoń!
Zdobienie ścian tą techniką pamiętam jeszcze z domu mojej prababci. Kiedyś nie było tapet, a jedyną dostępną formą zdobienia ścian (poza zwykłym pomalowaniem ich na jednolity kolor) były wzory nakładane małym pędzelkiem lub przy użyciu gotowego szablonu. Zazwyczaj były to powtarzające się wzory, pokrywające całe ściany.
Obecnie nawet tapetowanie swój najlepszy okres ma dawno za sobą. Tapety zostały wyparte przez nowoczesne tynki oraz struktury imitujące prawdziwe cegły nakładane bezpośrednio na ścianę.
Ciężko doszukiwać się znaczący zalet i wad tej techniki. Nasi dziadkowie po prostu pracowali na tym, co było dostępne.
Trzcina, wszędzie trzcina
Obecnie stropy budowane są za pomocą wylewki żelbetonu lub powstają z gotowych płyt, coraz rzadziej też stosuje się drewno, a jeśli nawet to przestrzenie pomiędzy belkami wypełniane są specjalistyczną wełną. A jak to robiono kiedyś?
Praktycznie wszystkie stropy były drewniane, natomiast do ich wypełnienia stosowano… trzcinę. Materiał łatwopalny i podany na wilgoć. Stanowiący idealne miejsce do rozwoju wszelkiej maści grzybów. Nie ma się jednak czemu dziwić – budowano z tego, co było dostępne i pod ręką.
Bogata historia polskiego budownictwa
Mam nadzieję, że zainteresował Cię ten artykuł. W kolejnej części przedstawię Ci kolejne ciekawe rozwiązania, z których korzystali nasi przodkowie.
Mateusz Winkler
Copywriter i marketingowiec z ogromnym zamiłowaniem do tworzenia dobrego contentu, tekstów sprzedażowych oraz e-mail marketingu. Związany głównie z branżą budowlaną. Nie boi się podejmować trudnych tematów, ale dla nas dzieli się głównie wiadomościami ze świata nowoczesnych technologii i wyszukuje nowości z branży. Po godzinach maniak pro-wrestlingu.